niedziela, 17 listopada 2013

Budapeszt - ale nic ciekawego, więc nie musicie czytać.

Zamieniam kolejność postów, które napisałam - tj. najpierw wrzucam późniejszy. Wczoraj obżarłyśmy się tak, że nic już nie widzę, a cukier sparaliżował mi mózg.

Pokrótce opowiem dziś o podróży zatrważającym, krwiożerczym pociągiem trasy Belgrad - Budapeszt. Koleżanki odradzały, bo niebezpiecznie, zgwałcą, zabiją, okradną. A było całkiem normalnie. Jechałam sobie z bardzo-w-porządku parą z Gdańska, którzy uwielbiają Belgrad, więc są tu dość często, praktycznie przy każdej nadarzającej się okazji. Okazało się, że mamy zupełnie inne spostrzeżenia, w żadnej rzeczy (chyba) się nie zgodziliśmy. Narzekali w sumie na dwie rzeczy: Cyganów i jedzenie w Znaku Zapytania, gdzie porcje są małe, drogie i kelnerzy przycinają na rachunkach. Dzięki tej parze spokojnie przeżyłam całą podróż z dworca w Budapeszcie na lotnisko, bo lecieliśmy razem do Warszawy.

I teraz krótka instrukcja dla jadących z dworca w Budapeszcie na lotnisko: jeśli wracacie do Budapesztu (czyli robicie dwie drogi, że tak 'napiszę'), kupcie sobie od razu dwa transferowe bilety, które kosztują 530 forintów. Bilet taki kasujecie w metrze i potem w autobusie, a na lotnisku (w drodze powrotnej) jesteście udupieni, bo nie zaoszczędzicie sobie ok. 200 forintów na bilecie (dokładnie 2,39 zł) - trzeba kupić dwa pojedyncze, bo Relay nie posiada transferowych.

A jak dojechać? Z dworca Budapest Keleti kierujecie się do metra - linia czerwona w stronę Deli palyaudvar - jedziecie tylko trzy przystanki do Deak Ferenc ter. Tam wychodzicie i przesiadacie się do niebieskiej linii metra - w stronę Kobanya Kispest - i jedziecie do samego końca, jakieś 10 stacji. Stamtąd wsiadacie w autobus 200E, który jedzie na samo lotnisko.
Na dworcu jest też mnóstwo kantorów, więc nie ma co się martwić.

W drodze powrotnej czekałam ponad siedem godzin na pociąg, ale spotkałam miłych Polaków w wieku około 40stu lat, którzy podzielili się kilkoma cennymi wskazówkami. To znaczy - Pan się podzielił, bo był pół roku temu w Izraelu. Odradził nam zdecydowanie spędzenie większości czasu w Tel Avivie, ale polecił pociśnięcie gdzieś dalej, a Jerozolima - na pewno. W dodatku na Górze Oliwnej jest podobno jakiś hostel prowadzony przez Beduina, gdzie nie ma z góry ustalonych cen (huhu, na "Górze z góry"...), ale daje się "co łaska". I pół roku temu Rosjanki gotowały tam żarcie za free, było mnóstwo freaków, więc chyba warto zajrzeć.
Towarzyszka owego Pana raczej słuchała co ja mam do powiedzenia, bo jej córka jest obecnie w liceum i zastanawia się nad swoją karierą, więc może mogłabym coś poradzić, w końcu wkrótce konczę studia (moja jedyna rada: odradziłam pójście na studia przez jakieś 2-3 lata po liceum, co najmniej, żeby się opierzyć). Spędziliśmy razem jakąś godzinę (jadąc z lotniska na dworzec), a później poszliśmy razem na krem z dyni - mega dobry i za jakieś 5 złotych (?).
Kolejne godziny spędziłam w KFC, o czym pewnie wszyscy już wiedzą za sprawą fejsbuka. Ale tylko dlatego, że jest tam darmowy internet i toaleta! (W ogóle wokół dworca jest mnóstwo fastfoodowych sieciówek, gdzie można złapać net, więc pod tym względem polecam - jasne, że wolałabym iść sobie na sałatkę czy kolejną zupę niż zjeść beznadziejnie przewidywalnego Bsmarta, chodzić od knajpy do knajpy, ale hajsu brak, a zmęczenie dawało się we znaki, tym bardziej ogromny plecak. No, i dolewka, sorry.)

W przyszłym tygodniu zatrzymamy się na dwa dni w Budapeszcie, więc mamy nadzieję, że uda nam się coś zwiedzić i napisać coś więcej, wstawić milion zdjęć i tak dalej. Zatrzymamy się też w hostelu poleconym przez Fio, ale nie pamiętam, jak się nazywa, więc na razie nie będę polecać - Fio jest w nim zakochana chyba, także chyba będzie nieźle.

Jeśli ktoś ostatnio był w Izraelu albo w Budapeszcie i ma jakieś spostrzeżenia, którymi może się podzielić, knajpy do polecenia, etc. - zapraszam, chętnie przyjmę/przyjmiemy uwagi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz