poniedziałek, 2 grudnia 2013

Spacer, mnóstwo jedzenia i jeszcze więcej kotów.

Przez dłuższy czas miałam jakiś problem z blogspotem, ale poklikałam i się naprawiło (nawet nie wiem co zrobiłam). Pozmieniałam też coś w ustawieniach i mam nadzieję, że zdjęcia będą dodawały się już w lepszej jakości. 

Czwartkowy dzień spędziłyśmy na leniwym spacerowaniu i zjedzeniu największego obiadu świata. Nic nie było zorganizowane, więc mówienie o tym jest bez sensu. Wstawiam foty!

podwórkowy koteczek naszego hosta. jeden z wielu.

chwilowo nasza "klatka schodowa". (wszystko mam ochotę wziąć w cudzysłów)






smoothiesy najlepsze na świecie, 23 szekle za ponad godzinę przyjemności. no i po takim ponad litrowym kubku (jak widać "czubatym") śniadanie z głowy. 


















taka sobie kawiarenko-lodziarnia.




najpiękniejszy widok z kibla ever.
tygrys <3



po godzinnej drzemce na plaży - zmierzamy w stronę jaffy!



jaffa market - z zewnątrz wygląda niepozornie (jak bunkier), w środku czekają na nas same cuda. zdjęć niestety tylko kilka, bo żołądek przyklejał się do kręgosłupa, a obok znajdowała się (wtedy jeszcze "podobno") dobra knajpa ze świeżymi rybami.
królestwo chałwy.



początek jedzenia.

półmetek. na koniec wyglądałyśmy o wiele gorzej.
knajpa nazywała się the old man and the sea, na tripadvisorze ma 4*. jak to wygląda? najpierw dostajecie zestaw miliona przystawek (hummus, surówki, kapusta, bakłażan, buraczki, falafel i wiele rzeczy ciężkich do zidentyfikowania. wybieracie  jedynie danie główne, które zwykle kosztuje 99 szekli. ale WARTO! porcje zdecydowanie dla obżartuchów.


więcej koteczków.










zdjęcie robione z myślą o koleżance Gosi.





Ostatniego dnia wybrałyśmy się na free toura po Jaffie, więc wtedy opowiem coś więcej. Abstrahując, wycieczka była słaba, ale zwalam to na jej świeżość - ruszyła dopiero we wrześniu.
The Old Man And The Sea - wklejam link na tripadvisora, gdzie znajdziecie wszystkie potrzebne informacje. Widzę, że ludzie często narzekają tam na serwis, ale wydaje mi się, że jest to głównie przyczyna sporego ruchu. Zdecydowanie jest to miejsce typowo turystyczne, nie przychodzą tam lokalsi, ale warto się przejść, żeby spróbować wielu specjałów na raz. My się najadłyśmy, wyszłyśmy zadowolone. Narzekanie, że nie jest to miejsce na randkę czy spokojny wieczór - pfff, proszę, a czy ktoś szuka intymności na Krakowskim Przedmieściu w ciepłe letnie popołudnie? Nie ma co narzekać, jak się nie potrafi wybrać. Nie chcę jeść fast fooda, to nie idę do McDonaldsa, prosta sprawa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz