środa, 2 października 2013

Absurdy

Podsumowując ostatnie dwa tygodnie śmiało mogę napisać, że miałyśmy niezłe urwanie głowy, a właściwie nadal je mamy. Jest sporo do opowiedzenia, ale dziś będzie trochę o dziwactwach (pewnie i tak wszystkich nie zapamiętałam).

1. CENY

Naprawdę nie mam bladego pojęcia jak, przy średnich zarobkach +/- 400 €, Serbowie w ogóle żyją. BELGRAD NIE JEST TANI. Przyjeżdżając tutaj nasłuchałam się o tym, że mimo wszystko jest taniej niż w Warszawie, że przy erasmusowym stypendium będę pływać w banknotach, mieszkać w willi ze służbą i wozić się taksówkami. Rzeczywistość jest totalnie inna; co prawda, nie przymieramy głodem (jeszcze), ale chłodem już trochę tak.
Bilet miesięczny na komunikację miejską jest w podobnej cenie, taksówki są relatywnie (odrobinę) tańsze, ale już małe piwo w normalnej knajpie (czyt. nie-piwo-budzie albo spelunie) kosztuje zwykle od 170 dinarów w górę, co daje nam jakieś półtora euro i cenę warszawską. Za pinacoladę w studenckim barze ze zniżką 20% trzeba zapłacić ok. 450 dinarów (jakieś 15-17 zł), a w trochę modniejszej okolicy - już sporo więcej. Za kieliszek rakiji zazwyczaj około 200 dinarów i więcej.
Załóżmy więc, że żeby gdzieś wyjść ze znajomymi (za wstęp do klubów zazwyczaj się nie płaci) potrzebujemy spokojnie jakiegoś 1.000 dinarów (5 półlitrowych, jasnych piw x 200 dinarów - przy dobrych wiatrach; w klubach zazwyczaj płaci się 2x więcej za MAŁE PIWO). Pięć piw w miarę zrobi nam wieczór, ale wydamy właściwie tyle samo.
W poniedziałek byłyśmy w centrum handlowym na zakupach podstawowych, czyli głównie chemia, przyprawy i tzw. produkty suche. Rachunek wyniósł prawie 8.000 dinarów (!), jakość średnia, a rzeczy nie było jakoś zatrważająco dużo (3 torby?).
Nas nie stać na kołdrę, a jak radzi sobie, powiedzmy, trzyosobowa serbska rodzina przy średnich zarobkach?

Zakupy z bazaru najlepsze.

2. "RUCH ULICZNY"

Tutaj można by rozróżnić kilka składowych:
  • Kierowcy samochodów - nigdy w życiu nie słyszałam tylu klaksonów. Budzą nas co rano, towarzyszą nieprzerwanie w ciągu dnia i nocy. Zdarza się, że jakiś Serb trąbi na drugiego przez bitą minutę tylko dlatego, że tamten zauważył zielone światło po sekundzie, a nie po pół. 
  • Ciężarówki przejeżdżają przez samo centrum stolicy w natężeniu większym niż na niemieckiej autostradzie. Też lubią trąbić.
  • Kierowcy jeżdżą w sumie jak im się podoba. Zdziwiło nas to, że samochody mogą poruszać się po torach tramwajowych, ale jeszcze ciekawszy jest ruch na naszej ulicy - są dwa pasy na północ (jeden tramwajowy, jeden zwykły) i jeden (tylko tramwajowy) na południe. Samochody jednak jeżdżą po wszystkich trzech pasach, również pod prąd tego ostatniego (pas samochodowy na południe znajduje się na innej, jednokierunkowej ulicy). Nie wiem czy jasno to wytłumaczyłam, to TRZEBA zobaczyć.
  • Piesi przechodzą na czerwonym świetle, w miejscach nieoznaczonych i raczej nikogo to nie dziwi, a wręcz nie obchodzi.
  • Jeśli trąbienie nie pomaga, wyprzedza się. Zawsze.
  • Komunikacja miejska jest totalnie nie do ogarnięcia. Nie ma spisu przystanków, jest wyszczególniony tylko docelowy kierunek jazdy, wszyscy jeżdżą jak chcą (za wcześnie, za późno, rzadko są na czas). Mają niezły system sprawdzania, o której przyjedzie najszybszy tramwaj/autobus - na każdym przystanku jest odpowiednio przyporządkowany numer, pod który wysyła się zapytanie (bezpłatnie). Problem w tym, że system nie działa i zawsze pokazuje ten sam czas oczekiwania - wielokrotnie sprawdzone. 
  • Procent rowerzystów jest zbliżony do 0,00000000000000000000001%.
3. MODA ULICZNA

Tutaj bez większych niespodzianek. Króluje moda a'la faszyn from raszyn, czyli szpile, białe kozaczki, cekiny, neonowe albo metaliczne kolory, brwi odrysowane od szklanki, etc. Moda męska jest bardziej zróżnicowana: od adidasów, odidosów, ajdajdosów itp, przez buty z czubem po traperowate-coś. 
Z drugiej strony sporo jest też ludzi (zwłaszcza kobiet) ubierających się z klasą i w naprawdę drogich sklepach (choć tutaj i Terranova ma dziwnie wysokie ceny ubrań). 
Sporą różnicę dostrzega się dopiero wchodząc na tereny kampusów uczelnianych, gdzie studenci nie różnią się zupełnie od naszych, tj. na wygodę i praktyczność stawia się częściej niż na szpile. 
Co o Serbkach można powiedzieć na pewno - mają najbardziej zadbane paznokcie i największą ilość makijażu na świecie.

4. JEDZENIE

Roi się od budek i przenośnych stoisk z burkami, pljeskavicami, palacinkami, pizzą, popcornem i lodami (nawet teraz). Piekarnie są średnio co dziesięć metrów, a w akademiku sprzedają browary. Wszystko super smaczne, tylko szkoda, że nie mogę jeść produktów z glutenem, czyli w sumie niczego tutaj. Dziś zamówiłam sobie omlet, po czym dostałam wielką bułkę z jajecznicą z dwóch jajek w środku.

5. DROGERIE [DMy]

DMy, najtańsze drogerie są pełne produktów sprowadzanych z Polski. O ile jest to dość zrozumiałe w przypadku firm typu: Soraya czy Ziaja, o tyle nie rozumiem dlaczego wszystkie farby do włosów (L'Oreal i inne), część past do zębów (Colgate?!) i wiele innych produktów też jest z Polski.
Ciekawostką są też bezwstydnie wyłożone na półki wibratory Durexa. 



Czekam na więcej absurdów. Na koniec najmilszy z nich - dobre żarło ze studenckiej stołówki za równowartość dwóch złotych. Zdjęć byłoby więcej, gdyby mój telefon mógł połączyć się z wifi, ale najwidoczniej nie może. 






2 komentarze:

  1. jeszcze worki foliowe! wszystko zawsze musi być w foliówkach i najlepiej każdy przedmiot w osobnej. Tarzanie się w dinarach raczej odpada, ale z worków plastikowych można sobie urządzić kąpiel już po jednym wyjściu na zakupy :D

    zdjęcie z menzy idealne! mam wrażenie, że tam zawsze jest dokładnie ten sam zestaw. Z białym chlebem oczywiście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Folióweczki chyba muszę uwzględnić w jakiejś kolejnej części absurdów, bo czuję, że będzie ich kilka :D Kanary i folióweczki.
      Właśnie wracamy z Karaburmy, chujowa kolacja.

      Usuń